W Londku na Victoria Station czekała już na nas Anka :)
Szybkie zakupy i przejazd do mieszkania. Pierwszy dzień minął w mgnieniu oka.
W niedziele pojechaliśmy czerwonym, piętrowym autobusem zwiedzać Londek w podskokach: Big Ben, Westminister, London Eye i parki. Londyn to miasto wiecznie zielonych parków w których roi się od piknikowiczów. Wieczorem piwko w barze na drugim końcu miasta. Przejazd słynną londyńską taksówką i powrót do mieszkania.
Poniedziałek minął na zakupach... przecież tutaj projektuje się najmodniejsze ubrania no i te wyprzedaże, trzeba było skorzystać z okazji. Kupiłam... oj szybciej wymieniać czego nie kupiłam. Szkoda że mieliśmy takie małe walizki i limit do 10 kg. Cóż oszczędności na bagażu w tanich liniach.
We wtorek wybraliśmy się na Greenwitch, gdzie znajduje się Królewskie Obserwatorium Astronomiczne do którego oczywiście nie weszliśmy. Już drugi raz jestem w Londynie i znowu się spóźniłam... może następnym razem się uda. Greenwitch znajduje się na końcu świata, tzn. żeby tan dotrzeć trzeba pokonać pół miasta, płynąć promem itp. Po kilku godzinach żmudnej jazdy udał nam się dotrzeć. W parku zaznaczony jest przebieg południka zerowego. Zrobiliśmy dużo zdjęć. Zmęczeni wróciliśmy do cywilizacji z Nothing Hill.
Środa - czas powrotu do domku. To co dobre szybko się kończy.